Powiedzenie zawarte w tytule niniejszego testu znam aż za dobrze z codziennej praktyki zawodowej
Czy faktycznie tak jest w przypadku najnowszej odsłony Modelu 3 Long Range?
Za użyczenie auta do testu dziękujemy polskiemu oddziałowi marki Tesla
Teoria ewolucji
Karol Darwin twierdził, że z biegiem czasu każdy organizm zmienia się, ewoluuje. Tak samo jest z samochodami – choć niezaprzeczalnie nie są one żywymi organizmami, to muszą być ulepszane tak, żeby sprostać kolejnym oczekiwaniom klientów. Inaczej stopniowo spada zainteresowanie nim, czyli także zyski ze sprzedaży etc. Stąd każda marka wprowadza odświeżone lub wręcz całkowicie nowe wersje swoich pojazdów.
Nie inaczej postąpiła marka Tesla ze swoim Modelem 3. Choć już poprzednia wersja nadal wygladała świeżo, marka postanowiła sprawić jej mała operację plastyczną tu i ówdzie. Zasadniczo wyszło to na plus (czyli nie w stylu typowym dla świata celebrytów, gdzie często spotyka się zjawisko klonów pooperacyjnych), ale nie wszystkie zmiany oceniłem pozytywnie.
Najpierw plusy
Każdy zna cytat „są plusy dodatnie i są plusy ujemne” – jeśli jako plusy przyjmiemy każdą zmianę dokonaną w nowej wersji Modelu 3, to owe słowa pasują tu idealnie. Zacznijmy zatem od tych dodatnich. Na pierwszy ogień idzie ogromna poprawa spasowania elementów wnętrza, jak i wyciszenia. No, chapeau bas Tesla! Jest o klasę lepiej niż było! Jeśli chodzi o wygodę to pojawiła się wentylacja foteli oraz ekran do sterowania z tyłu. Fotele nadal są bardzo wygodne, poprawiono także szybkość działania MCU oraz jakość obrazu wyświetlanego na kamerach.
Boczne lusterka fotochromatyczne w końcu działają poprawnie, nie jak w testowanej przeze mnie 3 LR „pre-HL”, gdzie musiałem wyłączyć tę opcję, bo zwyczajnie wieczorami nic nie widziałem w lusterkach. Auto wydaje się przestronniejsze niż w rzeczywistości jest – zasługa panoramicznego dachu, który rozciąga się przez prawie całą długość kabiny pasażerskiej. Nie zapominajmy też o braku dodatków w kolorze fortepianowej czerni – dziękujemy Tesla! Co do kwestii designu nadwozia – moim zdaniem nowa wersja 3ki jest o niebo bardziej atrakcyjna od przedlifta.
Wersję Long Range kupują ludzie, którzy potrzebują maksymalnie długiego zasięgu na 1 ładowaniu. Już poprzednik naprawdę dobrze sobie radził w tej kwestii, Highland również nie zawodzi (test w warunkach typowo letnich):
Siechnice k.Wrocławia – Jelenia Góra – 13,4 kWh/100 km
Z Jeleniej Góry do Długołęki k.Wrocławia – 11,8
Jelenia Góra – Strzegom (drogami krajowymi) – 10
Z całego testu (1050 kilometrów) – 14
Bateria netto to 75 kilowatogodzin. Matematykę pozostawiam Wam 🙂 W trasie docenimy również sprawnie działające reflektory matrycowe, które zostały wprowadzone do wszystkich wersji (także przed liftem) Modelu 3 jakiś czas temu. Podróż umili nam z pewnością dobrej jakości audio 🙂
Plusy ujemne
Żeby nie było zbyt cukierkowo – nowa „trójka” od Elona ma swoje wady. Największa w mojej ocenie są… kierunkowskazy na przyciskach. No ja pierniczę – kto to wymyślił?! O ile poza miastem (i rondami) jeszcze można to przeżyć, o tyle w pozostałych wspomnianych przypadkach poziom irytacji wzrasta. Co ciekawe, nie brakowało mi manetki od wyboru kierunku jazdy – szczególnie w połączeniu z funkcją automatycznej predykcji, która w czasie testu nie pomyliła się ani razu!
Niestety nie można tego powiedzieć o sterowaniu wycieraczkami w trybie auto (nadal włączają się nie wtedy, kiedy bym sobie tego życzył) oraz o Tesla Vision. O ile „mapowanie” otoczenia działa ok, o tyle ocena odległości za pomocą kamer już niekoniecznie. Wielokrotnie miałem sytuację, w której odczyt odległości miał wahania rzędu 20-30 cm, mimo, że stałem nieruchomo…
Podsumowanie
Czy kupiłbym najnowszą odsłonę Modelu 3 Long Range? Pewnie! Za te pieniądze warto – zostanie jeszcze na zapas melisy 😉 A tak serio: to naprawdę udana ewolucja modelu! Auto jest wygodne, dość przestronne, ma 2 bagażniki, naprawdę super przyśpiesza i całkiem nieźle się prowadzi (acz nie jest to auto stworzone do latania po serpentynach).No i najważniejsze – szybkie ładowanie w połączeniu z realnym zasięgiem w trasie (latem) na poziomie minimum 400 kilometrów!
Tekst i foto: Bartek Teklak