Zaraz, jaki Lexus jak to jest test Toyoty?!
Za użyczenia auta do testu dziękujemy wypożyczalni Odkryj Auto
Analogia
Skąd taki dziwny tytuł? Osoby, które interesują się klasyczna motoryzacja kojarzą pewnie 2 samochody o podobnej nazwie – Ferrari Dino i Fiat Dino. Przezwisko „Poor Man Ferrari” przylgnęło do Fiata Dino nie tylko z powodu zbieżności nazwy (oba nazwane po synu Enzo Ferrari’ego, Alfredo a.k.a Dino). Taki sam był również silnik – 2.0 (potem 2.4) litra V6. Kto by pomyślał prawda?
Wracając jednak do meritum: tytuł nawiązuje do faktu, iż Camry IX generacji dzieli podwozie, układ napędowy i niektóre elementy wnętrza z… Lexusem ES 300H. Nie jest to nic dziwnego, w końcu obie marki należą do tego samego koncernu. Oczywiście to nie jest tak, że uważam Camry za gorsza wersję ESa. Auto bardzo mi się spodobało, ale o szczegółach później. Najpierw może kilka faktów i liczb o najnowszej generacji: pod maska znajdziemy 2.5 litrowe R4 wspomagane przez silnik elektryczny, łączna moc to 218 koni mechanicznych. Skrzynia biegów to oczywiście e-CVT, które znajdziemy także w Corolli Hybrid, czy CH-R. Auto waży tylko 1600 kilogramów. Czemu „tylko”? Auto nie należy do najmniejszych: 488,5 cm długości, 184 cm szerokości.
Prezencja
Auto z zewnątrz prezentuje się bardzo elegancko, jak przystało na sedana segmentu D. Co istotne, nie jest to „nudny, tatusiowaty sedan” tylko całkiem dynamicznie narysowane auto. Zdecydowanie należą się pochwały dla zespołu odpowiedzialnego za „rysunek” nadwozia. Najbardziej przypadł mi do gustu przedni pas – lekko agresywne linie reflektorów (nota bene bardzo skutecznych), komponujący się z nimi grill oraz dolna część przedniego zderzaka. Boki oraz tył pojazdu został narysowany znacznie bardziej zachowawczo, szczególnie tylne lampy, które sa nieco ” z innej parafii” Zależnie od wersji mamy tu mniejsze lub większe felgi, „nasza” Camry to wersja podstawowa i dlatego jest wyposażona w ładne, acz mało efektowane, 17calowe felgi. Niestety, umiejscowienie kamery cofania w polaczeniu z kształtem nadwozia powoduje błyskawiczne wręcz brudzenie się obiektywu. Po dłuższej trasie w deszczu zapomnijcie, że będziecie cokolwiek w niej widzieli. Na szczęście są jeszcze czujniki cofania, ale przy rozmiarach Camry kamera cofania to must have. Sam bagażnik jest rozmiarów stosownych do segmentu auta i mieści 524 litry.
Istota wnętrza
Na co zwracamy uwagę przy zakupie auta segmentu D i wyżej? Prócz odpowiedniego designu karoserii oczywiście. Naturalnie na komfort we wnętrzu. Tutaj nawet w podstawowej wersji Comfort nikt nie powinien czuć się „oszukany” – kabina pasażerska jest bardzo przestronna, miejsca nie brakuje także na tylnej kanapie. Camry jest całkiem dobrze wyposażone w tzw. „podstawce”. Dwustrefowa klimatyzacja, oczywiście nawiewy na drugi rząd, elektrycznie sterowany fotel kierowcy z regulowanym podparciem lędźwiowym, same fotele można ocenić jako bardzo wygodne. Nie można mieć też większych zastrzeżeń do jakości materiałów – owszem, nie wszędzie znajdziemy skórę, w wielu miejscach jest po prostu plastik udający skórę czy drewno. Jeśli ktoś lubi mieć dużo pojemnych schowków, to również będzie zadowolony – mamy duży schowek w podłokietniku, drugi równie duży przed pasażerem z przodu, zamykany schowek obok lewarka skrzyni biegów (wraz z „tacka” na telefon na pokrywie). Szkoda tylko, że Toyota nie umieściła tam ładowarki bezprzewodowej – drobny, acz przydatny gadżet!
Tak jak nie mam najmniejszych zastrzeżeń do systemu audio (pamiętajmy, mamy tu tzw. „golasa”), tak grafika infotainment’u budzi mieszane uczucia. Niby nie jest brzydka, a w aucie tej klasy oczekuje się „czegoś więcej”. Sam system inforozrywki działa w miarę płynnie i jest stosunkowo intuicyjny. Brawo za pozostawienie fizycznych przycisków! Trochę szkoda, że nikt nie pokusił się o dopasowanie grafiki do nowoczesnej stylizacji wnętrza. Nie mogę za to narzekać na wyciszenie – w czasie jazdy do środka przedostaje się bardzo mało dźwięków z zewnątrz.
Wrażenia z jazdy
Rozmiary auta sugerują, że auto będzie trudne w prowadzeniu w miejskich korkach. O dziwo wcale tak nie jest. Jak już „ustawimy się” w fotelu kierowcy to po kilku kilometrach „zapominamy” o gabarytach Camry. Auto przyjemnie prowadzi się zarówno w miejskiej dżungli, jak i na trasie. Z przyjemnością obserwujemy również spalanie – w mieście bez problemu uzyskujemy 4-4,5 litra/100 kilometrów. W trasie przy 90 km/h jest to 4-4,2 litra, natomiast przy 120 zużycie rośnie do do 5,3-5,5 litra na sto kilometrów. W trasie przydatny jest również adaptacyjny tempomat, która działa tu rewelacyjnie. Wręcz przeciwnie sprawa ma się z rozpoznawaniem znaków – wielokrotnie drogowskazy kierujące na autostrady były rozpoznawane jako.. początek autostrady. Taki „żarcik” ze strony Toyoty 😉 Dopracowania wymaga również tłumaczenie oprogramowania na język polski – On/Off jest przetłumaczony jako … „Na/Poza” 😉 Warto też zaznaczyć, że całkiem przyjemnie zestrojone jest zawieszenie – nie za miękkie, nie za twarde, dobra robota Toyota!
Podsumowanie
Jak zwsze kluczowe jest pytanie „czy kupiłbym testowany samochód?”. W tym wypadku powiem tak, ale w wyższej wersji wyposażenia. Nie miałem jeszcze przyjemności jeździć „bogatszym bratem” Camry czyli ES 300H, ale też byłby na liście „aut do rozważenia”. Warto przypomnieć, że podstawowe wersje Camry i ES 300H dzieli aż 60 tysięcy złotych. Camry w wersji Comfort (takiej jak testowana) można aktualnie nabyć w salonach za ~131 tysięcy złotych.
Jeśli sami chcecie sprawdzić, czy Camry IX Hybrid to auto dla Was, albo po prostu jesteście ciekawi, jak się nia jeździ – kierujcie swoje wirtualne kroki na stronę wypożyczalni Odkryj Auto 🙂
Galeria: