Francuzi kochają odgrzewać klasyki.
Wino, sery, a teraz także samochody. Renault 5 powróciło jako elektryk i na papierze wygląda jak hit: retro-design, 150 KM i obietnica miejskiej zwinności. Ale jak to często bywa – teoria jedno, praktyka drugie.
Za użyczenie auta do testu dziękujemy polskiemu importerowi marki Renault
Styl, który przyciąga spojrzenia
Trzeba przyznać, że wizualnie Renault 5 robi robotę. Retro-sznyt w nowoczesnym wydaniu sprawia, że ludzie na ulicy podnoszą brew. Mój egzemplarz był czarny, elegancki i trochę bardziej „disco noir” niż „cukierek z katalogu”. Mimo to przyciągał uwagę – sąsiad z bloku, widząc mnie pakującego się na trasę pomiarową, zapytał pół żartem: „a to nie jest czasem auto na akumulatorki z kiosku?”. Po powrocie już nie pytał – sam chciał się przejechać. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że był zachwycony.
Trasa: Siechnice – Jelenia Góra
Droga tam to jazda przez pagórki i serpentyny, gdzie auto pokazało pazur. Silnik reaguje natychmiast, wyprzedzanie nie sprawia problemu, a zakręty? Renault 5 prowadzi się tu jakby urodziło się w górach – krótki rozstaw osi i nisko osadzona bateria robią swoje. Średnie zużycie energii: 16,1 kWh/100 km. Przy dynamicznej jeździe wynik całkiem akceptowalny.
Powrót: Jelenia – Siechnice
Powrót w spokojniejszym stylu dał już 13 kWh/100 km. To pokazuje, że ten samochód potrafi być naprawdę oszczędny, o ile kierowca trochę odpuści. Realny zasięg w trasie z elementami autostrady między 320, a 400 km nie jest rekordem, ale dla miejskiego hatchbacka – wystarczający. W mieście bez ecodrivingu robi sie w okolicach 450-460 kilometrów na 1 ładowaniu.
Zakłady francuskiej szkoły prowadzenia
Nie da się ukryć: Renault 5 w zakrętach to przyjemność. Na serpentynach w okolicach Jeleniej Góry bawiłem się jak dziecko. Elektryk potrafi być nudny, ale tu jest inaczej – jest lekkość, jest radość. Choć trzeba pamiętać, że komfort resorowania na gorszych drogach jest już przeciętny – krótkie nierówności potrafią potrząsnąć pasażerami.
Wnętrze i multimedia
Kabina wygląda świeżo, dwa ekrany i system Google Automotive robią wrażenie, choć momentami działa to z typową francuską logiką – czyli nie zawsze tak, jakbyś chciał. Materiały są naprawdę niezłe, choć z tyłu miejsca zdecydowanie brakuje, a bagażnik to raczej opcja „weekend w duecie i bez szaleństw” niż rodzinne wakacje. Sama kabina jest stosunkowo przestronna, ale nie daje zapomnieć, jakiego segmentu przedstawicielem jest nowe R5. Fotele są całkiem wygodne, nie odczuwam bólu pleców, czy miejsca poniżej pleców, nawet po zrobieniu trasy z Warszawy do Siechnic.
Ładowanie – tutaj zaczynają się schody
Renault obiecuje do 100 kW na DC, ale w praktyce trzeba uzbroić się w cierpliwość. Krzywa ładowania nie jest liniowa – pierwsze procenty lecą szybko, potem tempo spada i czekasz dłużej, niżbyś chciał. Na krótkich miejskich trasach to nie problem, ale przy dłuższej podróży, jak ta w Karkonosze, trzeba to brać pod uwagę. To auto do częstego „doładowywania”, a nie do tras autostradowych bez przerw.
Cena i rozsądek
142 900 zł w podstawie to sporo. Dopłaty państwowe pomagają, ale i tak mówimy o aucie segmentu B. Owszem, jest dobrze wyposażone i stylowe, ale przestrzeń i komfort dalekiej jazdy nie są jego mocną stroną.
Podsumowanie
Renault 5 E-Tech Comfort Range to mieszanka uroku i ograniczeń. Świetnie wygląda, dobrze się prowadzi i w mieście jest w swoim żywiole. Na trasie potrafi być oszczędny, ale wymaga cierpliwości przy ładowaniu. Jeśli chcesz auta z charakterem i nie potrzebujesz limuzyny na długie trasy, polubisz je. Jeśli szukasz praktyczności i komfortu w każdej sytuacji – lepiej rozejrzyj się dalej. To samochód, który bawi, ale czasem przypomina, że jest tylko małą, francuską piątką na prąd. Sam planowałem je kupić, ale wygrał pragmatyzm: prywatnego auta używam głównie w trasie.
Tekst: Bartek Teklak
Foto: Mariusz Dejneka
Komentarze (aby komentować zaloguj się na Facebook)
