AUTA

All black – Volkswagen Touareg R eHybrid

Nie, tytuł to nie clickbait.

Ten samochód naprawdę kosztuje (prawie) 500 tysięcy złotych brutto. Czy jest tego wart? Zapraszamy do naszego testu Touarega R w wersji (bardziej) ekologicznej.

Za użyczenie pojazdu dziękujemy salonowi Volkswagen Centrum Wrocław

 

Skojarzenie

Jakie jest pierwsze skojarzenie, gdy słyszycie „SUV z hybrydą typu plug in” ? Oczywiście, że myślicie o napędzie na bazie silnika benzynowego o pojemności max 1.8 litra i mocy łącznej jakieś 180-250 koni. Cóż, nie każdy producent idzie tą drogą. Mam tu na myśli testowanego wcześniej Forda Explorera PHEV oraz bohatera dzisiejszego testu. Oba te samochody mają wspólne cechy – wielkość (choć Explorer wydaje się większy od Touarega), pojemność silnika spalinowego (3.0 V6 Twin Turbo w Fordzie oraz 3.0 V6 Turbo w VW), czy moc (457 KM w Explorerze i 462 w niemieckim konkurencie). Explorer ma więcej momentu obrotowego (825 niutonometry vs 700 u VW). Obaj ważą podobnie, w okolicach 2500kg.

Czy takie hybrydy mają sens? Po co pakować trzylitrowe V6 do auta  z założenia ekonomicznego? O tym w dalszej części artykułu.

Sens istnienia

Gdy testowaliśmy Explorera, od początku zastanawialiśmy się po co właściwie stworzono ten model. Doszliśmy do wniosku, że po prostu ktoś kazał zespołowi odpowiedzialnemu za nowego Explorera zrobić wersję dla Europejczyków w związku z czym „ożeniono” podwójnie uturbione V6 z silnikiem elektrycznym i et voila, hybryda w stylu amerykańskim gotowa. Efekt? Wciskanie w fotel, masa frajdy i lekki płacz podczas tankowania 😉 Nieco inaczej jest w przypadku Volkswagena. On również zapewnia sporo emocji, zgodnie zresztą z filozofią modeli z „R” w nazwie. Jednak różnica zobaczymy w spalaniu. W Fordzie było to 10,5 litra /100 lm, natomiast Touaregowi wystarczyło 6,5 litra! Tak dobrze widzicie, niespełna 7 litrów w ważącym ponad 2 tony rodzinnym SUV! Zasięg na samym prądzie też był całkiem przyjemny – od 37 do 41 kilometrów w temperaturach 0-5 stopni Celsjusza.

Rodzinne auto musi być przede wszystkim wygodne i przestronne. Taki też jest bohater naszego testu. Auto wyposażono w zawieszenie DCC z opcjonalną pneumatyką (dzięki temu mamy regulację prześwitu). Jest to bardzo przydatny dodatek z dwóch powodów – felg (tutaj opcjonalne 21 cali Suzuka) oraz samego „przeznaczenia” Tourega. W końcu mamy tu SUV z napędem na 4 koła, więc dobrze, że możemy bez większego stresu zjechać z utwardzonej drogi. To prawda, że nikt nie kupuje VW za prawie pół miliona po to, by „upalać” go w błocie, ale miło jest mieć świadomość, że w razie potrzeby damy radę także z delikatniejszym offroadem. Odbierając auto wspomniałem pracownikowi Salonu, że uwielbiam fotele Ergo Active w nowym ID.4. W odpowiedzi usłyszałem „te są jeszcze lepsze”. Wiecie co? Muszę przyznać rację – najwygodniejsze fotele, w jakich miałem przyjemność zasiadać – wszechstronna regulacja, wentylacja, ogrzewanie i mój ulubiony „bajer”: masaż, a konkretnie 8 różnych programów, które sprawią Ci dużo przyjemności  😉

Z innych dodatków, o których warto wspomnieć to Night Vision (kamera na podczerwień, z której obraz wyświetlić możesz na ekranie przed kierowcą, dźwiękoszczelne szyby, elektrycznie podgrzewana przednia szyba, czy fenomenalny system kamer 360 stopni z funkcją 3D. To, czego się nie spodziewałem w aucie spod znaku VW to…elektryczne domykanie drzwi. Niby w tej cenie by wypadało, ale to pierwszy model VW, w którym widzę taki dodatek. Wnętrza auta oczywiście wykonano z bardzo dobrych materiałów, nie mam również uwag do spasowania poszczególnych elementów. To co rzuca się w oczy to duży ekran systemu inforozrywki – 15 cali robi wrażenie. Działanie samego systemu jest płynne, pozbawione „laga’. Za wrażenia dźwiękowe odpowiada opcjonalny system DYNAudio Consequence – nie jestem melomanem, ale po drobnej korekcie ustawień grał najlepiej z dotychczas testowanych przeze mnie.  Na pokładzie mamy oczywiście Virtual Cockpit i HUD, które działają płynnie i są intuicyjne w obsłudze. Wielkie brawa za pozostawienie gniazda USB A obok USB C. Oba oczywiście obsługą transmisję danych.

Gangsta VW

Nie wiem jak Wam, ale mi wersje R od Volkswagena kojarzą się wybitnie z kolorem Lapis Blue. Stąd też byłem delikatnie rozczarowany, kiedy dowiedziałem się, że testowany egzemplarz będzie w kolorze Deep Black. To uczucie minęło częściowo w momencie odbioru, a całkowicie znikło podczas nocnej sesji zdjęciowej. Jaki ten kolor jest fotogeniczny! Szczególnie, jeśli chodzi o fotki w klimacie „światła i neony miasta”.

Sam kształt auta jest bardzo muskularny i dyskretny zarazem. Niby widzisz, że to duże auto, ale nie podejrzewasz go o to, że pod maską skrywa ponad 450 koni. We wspomnianym Lapis Blue wyglądałby o wiele bardziej „prowokacyjnie”. Design całości nadwozia można określić jako dość konserwatywny. Mamy na pokładzie IQ Lights z przodu (czyli rewelacyjne matrycowe reflektory LED) oraz full LED z tyłu. Jeśli ktoś ma wątpliwości, jaka to wersje to wystarczy rzut oka na wszędobylskie symbole „R” zarówno na zewnątrz, jak i w środku Volkswagena. Jasne, osobom, które niezbyt się interesują motoryzacją nic one nie powiedzą, ot jakaś inna wersja Touarega. Jest to niebagatelna zaleta dla osób, które nie chcą zwracać na siebie uwagi.

Łyżki dziegciu

Mimo, że auto mieliśmy raptem na 2 dni znaleźliśmy kilka wad. O dziwo tyczą się one głównie kwestii związanych z wnętrzem auta. Zacznijmy od początku, czyli od… bagażnika. Nie jest on mały, ale jak na rodzinnego SUV, który ma być wygodnym pożeraczem kilometrów to jest on stosunkowo niewielki w wersji z napędem PHEV. Dodatkowo miejsce jest zajmowane przez walizeczkę na kable do ładowania, gdyż nie przewidziano dla nich miejsca w gospo… pod podłogą 😉 Idąc dalej ku przodowi – auto jest 5 osobowe, z tym, że z tyłu na środkowym miejscu wygodnie usiądzie dziecko, bądź dość niewysoki dorosły. Jest to spowodowane wysokim tunelem środkowym.

Jeśli chodzi o przednią część kabiny mam tu też pewne uwagi. Na pewno zauważyliście wielkość podłokietnika? Wielki prawda? To zobaczcie jaki duży jest schowek w nim 😊 Dziwi mnie także brak opcji HUD z rozszerzoną rzeczywistością. Skoro można to mieć w o połowę tańszych modelach…. Na kierownicy mamy oczywiście już przyciski haptyczne, które z reguły działają dobrze. Czasem tylko mają dziwne „fazy” i stają się nadwrażliwe.

2500 kg w ruchu

Na prawie sam koniec jak zawsze wrażenia z jazdy. To co się rzuca w oczy po zajęciu miejsca za kierownicą to bardzo przestronne i wygodne wnętrze. O dziwo w środku aż tak nie czuć gabarytów samochodu. Jest przyjemnie „zwarty” niezależnie od wybranego trybu jazdy ( a jest ich kilka, jest co sprawdzać 😉) Czasem skrzyni zdarza się lekko „zaspać”, ale nie jest to w żaden sposób uciążliwe. Dzięki 462 KM oraz 700 Nm jesteśmy w stanie ruszyć spod świateł szybciej niż 90 % uczestników ruchu i to „szafą na kołach”. Daje to specyficzne uczucie satysfakcji.

Jeśli chodzi o ładowanie to w standardzie znajdziemy ładowarkę pokładową o mocy 7.4kW, co uważam za optymalny wybór. Większość PHEV jest i tak ładowana z gniazdka, ale w razie potrzeby możemy dość sprawnie naładować się na przykład z darmowego słupka miejskiego.

Podsumowanie

Jest taka grupa aut, których nie kupuje się rozumem, tylko sercem. VW Touareg R eHybrid należy do niej z pewnością.  Chociaż zawsze można wytłumaczyć żonie, że to nieważne, że ma 3 litry pojemności i ponad 400 koni. Przecież pali niewiele, a latem bez problemu można przejechać 50 kilometrów na samym prądzie! Czy ja bym go kupił? Jeśli szukałbym auta do komfortowego podróżowania z jednego końca kraju na drugi, czy nawet dalej – zdecydowanie tak. Co prawda miałbym tu spory dylemat co wybrać – Forda ( który swoim specyficznym stylem mnie uwiódł), czy może jednak poukładanego, ale szybkiego VW.

Tekst: Bartek Teklak
Foto: Bartek Teklak i Marcin Drutko

 

 

Komentarze (aby komentować zaloguj się na Facebook)

komentarzy

Do góry