Kolejny dzień z Leafem E+ za nami – tym razem opowiem o moich wrażeniach z jazdy w warunkach miejskich
Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądał odbiór i pierwsza doba naszego testu zapraszam do poprzedniego wpisu:
Mieszczuch #NaPrąd
Z zasady ludzie kupujący auta klasy kompakt oczekują, że auto będzie wygodne zarówno w mieście, jak i w trasie. Jak wiecie już z lektury poprzedniego wpisu, Nissan naprawdę świetnie sprawdził się na trasie z Warszawy do Wrocławia. Tak jak podczas poprzedniego testu zrobiłem sobie mała wycieczkę po Wrocławiu i okolicach. Tyle tylko, że tym razem zrobiłem niemal 200 kilometrów 🙂 Tym razem są jednak pewne różnice względem poprzedniego testu – pierwszym jest „konfiguracja” samochodu. Zrezygnowałem z użycia trybu B, pozostawiając jednak włączony E-Pedal i Eco. Byłem przekonany, że większa masa własna (w końcu E+ waży 176 kilogramów więcej od wersji 40kWh) poskutkuje większym zużyciem energii.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy przy stałej prędkości 50km/h wskaźnik zużycie chwilowego oscylował w okolicach 15 kWh/100km! Z mojej rozmowy z p.Piotrem podczas odbioru auta pamiętam, że wspominał o zmianach w silniku, który mimo większej mocy jest mniej prądożerny. Test „miejski” zakończyłem ze średnia 17kWh/100km. Kolejna różnica względem poprzednio testowanego Leafa z mniejszą baterią to spasowanie wnętrza. Może po prostu trafiłem na lepiej spasowany egzemplarz, ale tu nic nie trzeszczy.
Parkingowy zonk
Przy okazji chciałbym poruszyć inna wadę, która wyszła w sumie już 1 dnia testu. Otóż kamera wsteczna oraz te w lusterkach mają super jakość, która jednak na nic się przydają już po 1 trasie w warunkach zimowych. O ile jestem w stanie zrozumieć, że ciężko zapobiec zabrudzeniu obiektywów kamer bocznych, o tyle dziwi mnie brak jakiegoś rozwiązania chroniącego lub oczyszczającego obiektyw chyba najważniejszej kamery – tylnej.